Castrol na torze Millbrooke.

W dniach 5-7.10.2016 udałem się z kolegami z Castrola i od innych Ambasadorów Castrol na tor wyścigowy Millbrook w Wielkiej Brytanii. Wyjazd był nagrodą za zajęcie przeze mnie pierwszego miejsca w konkursie „Moi klienci, ja i Castrol” za najlepszą prezentację w firmie ARGE.

Wielka Brytania przywitała nas dość angielską pogodą – niebo było zachmurzone, wiał wiatr. Niemniej jednak wrażenia z przylotu i obsługi na jednym z największych portów lotniczych Europy były niezapomniane. Dookoła spieszył się tłum wielonarodowych pasażerów, co kilkadziesiąt sekund startował lub lądował samolot. Pomimo tego całość odprawy i przemieszczania się na lotnisku odbywała się w dość uporządkowany sposób. Na koniec podróży „wylądowaliśmy” w Hotelu Hilton, który przywitał nas miłą obsługą i komfortowymi warunkami.

Następnego dnia miały miejsce zajęcia na torze wyścigowym Millbrooke. Jest to tor o długości ponad 10 km, więc relatywnie długi, służący m.in. do testowania prototypów samochodów wyścigowych. Atrakcje na torze były dozowane w specyficzny sposób. Rozpoczęło się jak u Hitchcocka - od trzęsienia ziemi, a potem napięcie zaczęło rosnąć. Najpierw rajd supersamochodem Fordem GT (niestety tylko jako pasażer) po bardziej prostych odcinkach toru. Doładowane V6 o pojemności 3,5 L rozpędzało bolid do prędkości blisko 300 km/h, naprawdę „urywało dach”, a adrenalina litrami wlewała się do mojego krwiobiegu. Potem było trudniej. Tym razem to ja usiadłem za kierownicą wyrywnego Focusa o mocy 221 KM – oczywiście pod okiem fachowego instruktora. A naprawdę tor Millbrooke nie należy do łatwych. Kręte wiraże, strome zjazdy i podjazdy brane przy prędkości około 200km/h intensywnie przyspieszały bicie serca. Zdarzało się nawet, że na podjazdach samochód przez chwilę frunął w powietrzu. I tak przez trzy pełne okrążenia, razem ponad 30 km toru. Zajęcia na torze zakończyłem ujeżdżaniem 650 konnego Mustanga, ryczącej i niepokornej bestii dostosowanej do driftu. Musiałem ją zmusić do jazdy slalomem między pachołkami i robienia „bączków” na pełnym poślizgu. Z trudem, bo z trudem, ale dałem radę.

To nie był koniec atrakcji. Miałem jeszcze okazję jeździć na symulatorze samochodu wyścigowego, który trząsł i wyginał się na boki, jak w pełnym realu. Na koniec poznałem historię budowy Forda GT od kuchni, zwłaszcza silników - od historycznych jednostek użytych w legendarnym GT40, który przerwał dominację Ferrari w LE Mans 24, po wersje najnowsze stosowane w GT2.

Uff. Warto było! Wszystko dzięki uprzejmości firmy Castrol za co chciałem serdecznie podziękować. Tyle adrenaliny w tak krótkim czasie to się nie zdarza często.

Z pozdrowieniami

Rafał Gawron